Dziennik z diety 5:2 wraz z przepisami, część V

Kolejny dzień diety zaczął się optymistycznie, bo do około jedenastej nie odczuwałem głodu. Już widziałem się w świecie hinduskich mędrców, którzy nie jedzą, nie piją, medytują, a żyją. Ale tuż przed południem żołądek przypomniał sobie, a przy okazji mi o swoim istnieniu.

Około 12.00 zjadłem śniadanie – 150g sałatki z gotowanego buraka, kiszonego ogórka i cebuli.
Moc znów była ze mną, ale nie na długo bo około 15.00 wrzuciłem na ruszt około 200g sałatki z młodego szpinaku, papryki, pomidora, rzodkiewki, cebulki i natki pietruszki. Będę się świecił po zjedzeniu tej dawki surowizny.
Jakoś doturlałem się na tym jedzonku do godziny dziewiętnastej, po czym najlepszy obiad świata jak z restauracji prowadzonej przez szczurka z “Ratatuj” stał się moim udziałem.
19.00 – pierś pieczona z kurczaka w sosie własnym nadziewana szpinakiem i suszonymi pomidorami.
Był to jeden z nejlepszych obiadów w moim życiu, co tylko potwierdza teorię, że tym bardziej coś smakuje, im bardziej jesteś głodny. Wniosek z tego taki, że dziś w głowach się ludziom przewraca od dobrobytu i mało który posiłek wydaje się smaczny. A ja dziś jestem taki mądry, bo przyswoiłem 600 kalorii. 
Jutro to już na sto procent #mamsmakanamaka. 
Do poniedziałku.
Udostępnij →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *