Dziś dzień diety 5:2. Nie, proszę, tylko nie dziś. Jutro, pojutrze, może za tydzień. Głodny się już obudziłem. Poranna kawa zaparzana w kafeterce mimo że bardzo smaczna i aromatyczna, nie miała grama cukru. To jakby pić jałową zbożówkę w upalne dni na sierpniowych polach podczas żniw.
W pracy na chwilę zapomniałem o jedzeniu, bo zaraz na wejściu dopadła mnie stresowa sytuacja. Wyrzut adrenaliny podniósł ciśnienie, przyśpieszył oddech i skurczył żołądek. Organizm skupił się na wyjściu z trudnej sytuacji, nie na jedzeniu.
Problem niestety szybko rozwiązałem i żołądek zaczął krzyczeć: – Jeeeeść. Otworzyłem pudełeczko, którego zawartość wyjąwszy ser feta, wyglądała jak skoszona łąka.
I i II śniadanie
Łącznie:
1/2 opakowania rukoli
1 pomidor
1/2 pęczka rzodkiewki
1/2 pęczka natki pietruszki
1/2 ogórka zielonego
1/4 cebuli białej
1/4 opakowania sera feta
1 łyżeczka oleju lnianego budwigowego
Sałata z rucoli z bukietem warzyw i serem feta |
Zjadłem dwie takie łąki. Żołądek wypełnił się zieleniną i błonnikiem. Błonnik jest pyszny. Smakuje jak łódka z dębowej kory. Tata mi takie strugał jak byłem dzieckiem, ale nie kazał ich jeść. Tak się najadłem, że od razu poczułem głód.
W tym stanie dotarłem do domu.
A tam czekała na mnie prawdziwa uczta: Mała pierś z kurczaka ze szparagami.
Obiad:
1/2 pęczka szparagów
1 mała pierś z kurczaka
1/4 łyżeczki curry
1/4 łyżeczki papryki czerwonej
1 łyżeczka sosu sojowego
1 ząbek czosnku do szparagów
Szparagi, mam wrażenie, całe składają się z niestrawialnych włókien, a kurczak był tak suchy, że bez wody i kieliszka wina (cicho, nikt się nie dowie) nie przeszedłby przez przełyk. Genialny obiad. Od razu burczało mi w brzuchu.
Smacznego!